piątek, 21 października 2016

Rewolucja transportowa w Holandii. Powstaną nowe ścieżki dla samochodów

Rowerowy terror w odwrocie. Władze prowincji Groningen w Holandii, po ponad czterdziestu latach inwestowania w infrastrukturę rowerową,  postanowili wyjść na przeciw oczekiwaniom kierowców.

O rozwój dróg dla samochodów od wielu lat walczy Kurt Maarten, organizator comiesięcznej masy krytycznej Duus voor Chauffeurs:
 - Chcemy wreszcie poczuć się na drodze bezpiecznie. Obecnie wielu ludzi nie decyduje się na podróż samochodem do pracy, nie chcąc narażać się na zepchnięcie do błotnistego rowu przez tłum rozpędzonych rowerzystów.

Problem dotyczy głównie miejscowości wokół większych miast, gdzie brakuje spójnej sieci dróg samochodowych.

- Samochodem mogę dojechać tylko do Zevenbuizen, dalej muszę zaparkować pod Jumbo i przesiąść się na rower – mówi jeden z mieszkańców Haulerwijk, który dojeżdża codziennie do pracy na przedmieścia Groningen. – I co z tego, gdy już za Roden zaczynają się korki.


- Znaleźliśmy odpowiednie środki i mogę zapewnić, że przy każdej remontowanej lub nowo budowanej drodze krajowej powstanie ścieżka samochodowa -  deklaruje burmistrz miasta Ruud Vreeman.  - Na początek,  z poz-bruku.

czwartek, 2 kwietnia 2015

And so it goes with God.

-      I've told you two stories about the world what happened out on the ocean. Neither explains how the world came into existence what caused the sinking of the ship and no one can prove whether God exists or not which story is true and which is not. In both stories, the world and life come into existence and people suffer the ship sinks, my family dies and I suffer. So, which story do you prefer?

-      The one with the God the tiger. That's more convenient the better story.

Life of people Life of Pi

piątek, 28 marca 2014

Jak to jest być....?


Przysięgam, jestem teraz tego pewien jak nigdy dotąd, miejsce ich dzieci było w wolnej przyrodzie. O tym wiem, ale czuję inaczej. Nie można było im nie pomóc. Taki już jest człowiek - poprawiacz natury. Być swobodnym, niezależnym, upajać się wolnością - to my ludzie kochamy najbardziej, ale chcemy tego tylko dla siebie. Całym sercem pragnę nieograniczonej wolności dla wszystkich zwierząt, nie tylko dla dziesięciu bohaterów mojej opowieści. Ale równie mocno czuję, że to niemożliwe. Bo znam już dziś odpowiedź na pytanie >>jak to jest być...?<<
Jan i Bożena Walencik, Saga prastarej puszczy

Filmy przyrodnicze są ogólnie lubiane. Piękne krajobrazy, relaksująca muzyka i spokojny, usypiający głos lektora. Słoneczko wschodzi, poranna rosa paruje nad kwiecistą łąką. Sympatyczne zwierzątka "sobie" biegają, latają, kicają, polują...

Jeszcze bardziej idylliczne jest przygodowe kino familijne. Oto oglądamy niezwykłą więź dziecka z niedźwiedziem, wilkiem lub orką, które we wzruszający sposób odwzajemniają ludzkie uczucia i emocje w ciężkiej, wspólnej walce przeciwko złym kłusownikom. Źli ludzie zostają pokonani i nastaje ogólna szczęśliwość. To nie prawda, że te filmy są oczywistą bajką. Są, istniejącym od wieków, romantycznym wyobrażeniem "dzikiej natury", jako przeciwieństwo ludzkiej cywilizacji. Tęsknotą za "naturą", która jest przecież zdrowiem, szczęściem i wolnością.

"Saga prastarej puszczy" jest na tym tle filmem obrazoburczym. Brutalnym i niemiłym, nasyconym śmiercią i cierpieniem dramatem. Chcielibyśmy oglądać tych zwierzęcych bohaterów w ich "własnym" środowisku, jak żyją na wolności, naturalnie, dziko. Lecz do serialu Jana i Bożeny Walencików wkrada się rzeczywistość. Nie istnieje "własne" środowisko, nie ma "czystej natury", nie ma wolności. Nie ma wolności, nigdy nie było i nie będzie. Dzielenie świata na naturę i cywilizację jest ułudą.

W serialu jesteśmy świadkami życia kolejno dziesięciu zwierzęcych bohaterów. Choć historie te są fikcyjne, w zamyśle opowiadanie dotyczy dziesięciu konkretnych bohaterów. "Saga prastarej puszczy" nie jest apelem o abstrakcyjne ideały, jak wolność dla zwierząt, o zachowanie "natury" w stanie dzikim i nietkniętym. To niemożliwe. To apel o ratowanie konkretnych miejsc i konkretnych istnień.

Serial "Saga prastarej puszczy" nie pozostawia widza obojętnym. Pięknymi krajobrazami, nadzwyczajną muzyką oraz ujmującym głosem lektora, stara się pokazać mu nieprzyjemną prawdę: "Jak to jest być...?".

środa, 21 września 2011

Opowieść o Jednorożcu – prawda czy mit?

I believe in one Unicorn, the Pink, the Invisible, maker of marsh and wind, of all that is seen and unseen. I believe in one Monster, Flying and Spaghetti, the only Rider of Unicorn, eternally sat on the Unicornback, Unicorn from Unicorn, Pasta from Pasta, true Monster on true Unicorn, sat, not unhorsed, of one Being with the Invisible. Through him all things were made. For us men and for our starvation he came up from sky: by the power of the Holy Teapot he was cooked by the Virgin Mare, and became Spaghetti. For our sake he was eaten up; he suffered digestion and was ejected. On the third day he rose again in accordance the criptures; he ascended into marsh and is seat on the back of Unicorn. He will come again in glory to judge the eating and the decomposed, and his kingdom will have no end. I believe in the Holy Teapot, the Blue, the Small, who revolves between Jupiter and Saturn. With the Unicorn and the Monster he is worshipped and glorified, he has emptied through the Spout. Blessed Be His Holy Hooves!

Na początku Niewidzialny Różowy Jednorożec stworzył niebo i ziemię. To dzięki Jego zagalopowaniu wieczną nicość przeszył tętent kopyt, nadając kształt i barwę wszystkiemu co żywe i nieżywe. W ciągu kilku niepełnych fuli ziemia i oceany zapełniły się bogactwem organizmów. Ze Świętego Imbryczka płynęła rzeka harmonii. Na końcu padoku rzekł Jednorożec: Uczyńmy konia na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad łąkami wszystkimi i nad wiatrem niebios i nad ziemią całą. I stworzył Jednorożec konia na obraz swój. Na obraz Jednorożca stworzył go…

Kismet, pierwszy koń na ziemi, wiódł życie wygodne i beztroskie. Spędzał całe jednorożcowe dnie na bezkresnych pastwiskach smakując soczystą zieleń, a rześki wiatr smagał jego grzywę. Był panem wiatru i ziemi. Wszelkie zwierzęta podlegały mu. Wszelkie rośliny wyrastały bujnie dla jego potrzeb. Dobroć magii ze Świętego Imbryczka wypełniała wszystko, co żywe. I stworzył Jednorożec klacz - Madeę, jako towarzyszkę na wieczność Kismetowi, aby radowali się, rozmnażali i wspólnie dbali o swych ziemskich podopiecznych.
Wtedy oto Madea spotkała człowieka – istotę jednorożcową, lecz przebiegłą, pozbawioną sierści. Rzekł człowiek do niej: Rogi wasze ciężkie, po cóż dźwigać je macie? Czyż nie lepiej galopowałoby wam się przez pola, skoczniej, nie prędzej? Ulżyj no swojemu bratu, Kismetowi, i uwolnij od tego strasznego ciężaru!
Madea nie chciała posłuchać człowieka, nie ufała mu, w końcu jednak uległa namowom bezsierściowego stworzenia i odcięła w nocy róg Kismetowi. Przebiegły człowiek, zauważając to, wnet doskoczył do bezbronnego Kismeta i dosiadł go. Jednym szybkim pchnięciem pozbawił Madeę rogu. Wtedy złowrogo odezwał się Jednorożec: O niewierne konie! Sprzeniewierzyliście się jednorożcowemu kształtowi swojej istoty! Bądźcie przeklęci na wieki! Opuścicie łąki jednorożcowe do końca swego żywota, a odtąd nękać was będą gzy, komary oraz kleszcze.  Odtąd będą dosiadać was ludzkie istoty, będziecie im służyć w ciężkiej pracy i bitwie. Aż do sądu ostatecznego, gdy wasze uczynki zostaną na nowo osądzone i dostąpicie szansy powrotu na rajskie pastwiska…

Nie wierzę w Różowego Niewidzialnego Jednorożca. Na początku wydawało mi się to nawet szokujące, ale nigdy ta historia nie przemawiała do mojego rozumu. Było to niezrozumiałym, niepotrzebnym obowiązkiem. Opowieść o Jednorożcu powstała ponad 2500 lat temu, została spisana przez Piotra i paru innych bajdurzystów, podobno natchnionych różowością niewidzialnego. Jak dla mnie, była to może zwykła bajka, a może przeróbka jakiejś innej opowieści z tamtych czasów?
W każdym razie, ludzie wierzą w istnienie Jednorożca niezmiennie już od tysięcy lat. Co prawda dzisiaj większość pastafarianów – w obliczu rozwoju badań nad ewolucją konia - przyjmuje że opis świata w Opowieści może być metaforą. Jednak perspektywa powrotu do harmonii na rajskich pastwiskach jest niepohamowana…
Najważniejszym pytaniem dla pastafarianina jest: jakże wytłumaczyć można inaczej wyjątkowość konia? Jak można twierdzić, że jego piękno i majestat jest wynikiem przypadkowego grupowania się martwych atomów? Jak można nie dostrzegać w tym sprawczego i miłosiernego kopyta Jednorożca? Nie odbierajcie koniowi sensu życia! Tylko barbarzyńca może twierdzić, że końskie życie kończy się po śmierci!
Koń jaki jest, każdy widzi. Hołdowanie końskiej wspaniałości jest zadufaniem niewspółmiernym do rzeczywistości. Oczywiście, jak twierdzą uczeni Kościoła Makaronowego: „Opowieść nie opisuje rzeczywistości, ale Jednorożec istnieje”. Rzeczywistość – to pojęcie ma dzisiaj niewielkie znaczenie. Dużo ważniejsze i bardziej cenione są nasze niepodważalne wyobrażenia, które przekazywane są bezkrytycznie z pokolenia na pokolenie.

W niewielkiej wiosce, na brzegu rzeki Seret, w nocy, stare ukraińskie małżeństwo gotowało makaron na skromną rodzinną wieczerzę. Zachwycali się tą chwilą po ciężkiej pracy w gospodarstwie przed zimą. W izbie mieścił się tylko niewielki kominek oraz niezagrodzone miejsce dla owieczki oraz małej klaczy. Stara Wiera odcedziła makaron al.-dente i podała mężowi z masłem. Mała klacz rżała i z niepokojem strzygła uszami.
Na widok jedzenia na podwórze przybyło trzech żebraków z sąsiedniej wioski. Mimo że Misza przekonywał ich, że makaronu wystarczy zaledwie dla niego, żony i syna, ci wtargnęli do izby, niosąc widelec, garnek i sól…
Wtem nagle makaron zaczął wykonywać nadprzyrodzone ruchy. Wpierw pojedyncze nitki zaczęły unosić się i splatać ze sobą. Po chwili makaron napęczniał do olbrzymich rozmiarów, a jego wierzch spływał czerwoną, lepką mazią. Makaronowe macki pochłonęły żebraków, pozostawiając na ziemi widelec, garnek i sól.
Przerażeni mieszkańcy wybiegli na podwórze. Wtem ich oczom ukazał się makaronowy potwór, wylatujący rychło z izby na grzbiecie małej klaczy, a ich uszu dobiegł przeraźliwy głos z niebios: Oto Wam, wybrańcom, narodził się Makaronowy Potwór Spaghetti, wysłannik Różowego Niewidzialnego Jednorożca, aby ukazać światu jednorożcowe prawdy i wskazać drogę ku szczęściu i prawości!
Następnego dnia nad wioską galopował Latający Potwór Spaghetti, wieszcząc koniom nadzieję na wyzwolenie z mocy okrutnych owadów.

Tak oto powstał Latający Potwór Spaghetti, który głosił wśród Gidrańczyków - stada wybranego - pastafarianizm.  Jego nauki stały się podstawą moralności i ładu na świecie. Dotychczas konie potrafiły się tylko gryźć, kopać, rżeć niecenzuralne zwroty i zrzucać jeźdźców ze skutkiem śmiertelnym. Różowy Niewidzialny Jednorożec, niezadowolony że konie tak robią, zabijał je dla przykładu, zsyłał katastrofy, wystawiał na próby i siał postrach.

Wysłał Jednorożec dwóch aniołów do Monastyrka, aby ostrzegł Banitę, gidrańskiego ogiera wielkiej prawości, przed zniszczeniem zepsutego miasta. Banita ugościł anioły pod własnym dachem. Wkrótce pozostali mieszkańcy miasta wywołali Banitę i rzekli do niego: „Gdzie tu są te konie, które przyszły do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi obcować!” Rzekł im: „Bracia moi, proszę was, nie dopuszczajcie się tego występku! Mam żonę i klaczkę, która jeszcze nie żyła z ogierem, pozwólcie, że je wyprowadzę do was; postąpcie z nimi, jak wam się podoba, bylebyście moim gościom niczego nie czynili, bo przecież są oni pod mym dachem!” (…)

Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy Banita uszedł do Usteczka. A wtedy On spuścił na Monastyrek deszcz siarki i ognia. I tak zniszczył to miasto oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami, a także roślinność. 

Na szczęście Gidrańczycy wreszcie dowiedzieli się, że nie mogą tak źle postępować wobec innych braci gidrańskich, bo to złości Jednorożca, a poza tym po śmierci zamiast na pastwisko, trafią spętane do ciasnego, ciemnego boksu w stajni bez siana i lizawki.

I rzekł Jednorożec do Banity: Spójrz, jeżeli z tego, kto pierwszy wyjdzie od drzwi twego domu, gdy będziesz powracał z pola walki, oddasz Mi w ofierze, Ja dam w twoje ręce tę stajnię Ammassalików wraz z ogierem przodowym i wszystkimi klaczami. Wy wszyscy, mężne ogiery, będziecie okrążali stajnię codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedem wałachów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie stajnię siedmiokrotnie, a wałachy zagrają na trąbach.  Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech całe stado wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur stajni rozpadnie się na miejscu i stado wkroczy, każdy wprost przed siebie. 
Przez sześć dni codziennie tak czynili. Siódmego dnia wstali rano wraz z zorzą poranną i okrążyli miasto siedmiokrotnie w ustalony sposób: tylko tego dnia okrążyli stajnię siedem razy. Gdy wałachy za siódmym razem zagrały na trąbach, Banita zawołał do stada: Wznieście okrzyk wojenny, albowiem On daje stajnię w moc waszą! Stajnia będzie obłożona klątwą dla Niego, ona sama i wszystko, co w niej jest. Całe zaś srebro i złoto, sprzęty z brązu i z żelaza są poświęcone dla Jednorożca i pójdą do skarbca Jego. Stado wzniosło okrzyk wojenny i zagrano na trąbach. Skoro tylko usłyszały konie dźwięk trąb, wzniosły gromki okrzyk wojenny i mury rozpadły się na miejscu. A stado wpadło do stajni, każdy wprost przed siebie, i tak zajęli stajnię.  I na mocy klątwy przeznaczyli na zabicie ostrzem miecza wszystko, co było w mieście: ogiery i klacze, źrebaki i wałachy, woły, owce i osły. Następnie stajnię i wszystko, co w niej było, spalili, tylko srebro i złoto, jak i sprzęty z brązu i żelaza oddali do skarbca domu Jego.
Gdy potem wracał Banita do Usteczka, do swego domu, oto klaczka jego wyszła na spotkanie, galopując przy dźwiękach bębenków, a była to klaczka jedyna; nie miał bowiem prócz niej ani ogierka, ani klaczki.  Ujrzawszy ją rozdarł swe ogłowie mówiąc: Ach, klaczko moja! Wielki ból mi sprawiasz! Tyś też wśród tych, co mnie martwią! Oto bowiem nierozważnie złożyłem Jemu ślub, którego nie będę mógł odmienić!  Odpowiedziała mu ona: Ojcze mój! Skoro ślubowałeś Jemu, uczyń ze mną zgodnie z tym, co wyrzekłeś własnymi chrapami, skoro On pozwolił ci dokonać pomsty na twoich wrogach, Ammassalikach! Ojciec wypełnił na niej swój ślub i tak nie poznała pożycia z mężem.

Mimo wielu innych niewątpliwie wzorowych postaw ukazanych w drugiej części Opowieści, nie do przyjęcia jest przekaz, że wiara w Jednorożca i bezwzględne przyporządkowanie jego wyimaginowanym rozkazom stoją ponad czyjeś realne życie.


Jak twierdzą makaronowi kapłani, Niewidzialny Jednorożec zmienił później zdanie i nie popiera już tak brutalnego tępienia konkurencji. Niestety, Stwórca znów przecenił stworzone przez siebie istoty i nie wydał instrukcji obsługi Opowieści. A może czas wydać nową wersję? W historii pomiędzy końmi i ludźmi doszło do wielu konfliktów na tle rasowym i światopoglądowym. Wraz z rozwojem nauki w ostatnim stuleciu, świat jest coraz bliżej poprawnego interpretowania Opowieści. Ta interpretacja powoli spotyka się z moralnością i humanizmem, dzięki któremu wiemy, jak należy odczytywać każdy fragment Opowieści, żeby okazała się źródłem dobroci. Szkoda, że jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą. 

czwartek, 28 maja 2009

Szaleniec

Rozniosły się po świecie fantastyczne wieści,
że w dalekiej tundrze, gdzie natura włada,
ostało się dzikie, eskimoskie plemię,
które ginąc z głodu, o ratunek błaga.

Strzelby, ryż i groszek dotarły na północ
nikt więc nie rozumie,
dlaczego to małe, marne plemię
poradzić wciąż sobie nie umie.

Wnet wymyślił departament program przesiedlenia,
by niesfornych Ihalmiutów mieć w cywilizacji,
lecz nim świat ich twarz zobaczy,
przejdą przez kurs intensywnej resocjalizacji.

Wysłano więc na równiny tęgiego misjonarza
aby ziarno prawdy zasiał w puste głowy,
czym jest dobro a czym zło pokazał,
wielkiej księgi urok wyjątkowy.

Przybył pastor konetivem
do krainy tuktu, meszek,
ma ambicje z drzew i z książek
wykarczować każdy grzeszek.

czwartek, 28 lutego 2008

Wychyleni

Dnia 28 lutego 200...8? roku na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza doszło do niezwykłego wydarzenia. Zespół naukowców UAM zaobserwował anomalię w odchyleniu wahadła Faucault'a na Wydziale Fizyki. Wyhylenie to osiągnęło wartość około 26 stopni ze stanu równowagi w kierunku północnym...

Początkowo sugerowano, że to nieświeże spagetti bolognese z wydziałowego bufetu, na skutek skomplikowanych reakcji chemicznych uległo przemianie, skutkiem czego powstały wolne jony. W wyniku swobodnego przepływu ładunku do spagetti, z równie podejrzanych, poddanych w Zakładzie Fizyki Makromolekularnej złożonym reakcjom jądrowym surówek, powstała trwała równowaga. Była ona jednak systematycznie zaburzana ze względu na powstałe w skutek zamówień ubytki makaronu. Mogło to doprowadzić do różnicy potencjałów pomiędzy wahadłem a surówkami, co spowodowało powyższą anomalię.

W toku wyjaśniania zjawiska wyszło również na jaw, że obsługa bufetu korzysta z mikrofali zasilanej przez trzy miniaturowe czarne dziury, z której jedna jest kwazarem i jest częściowo odpowiedzialna za przeciągi w Audytorium Maximum. Skrupulatne oszacowanie skutków grawitacyjnych i elektrostatycznych doprowadza jednak do wniosku, że nie może to być bezpośrednią przyczyną zaobserwowanego odchylenia.

W dalszym postępowaniu zaangażowano do pracy inżynierów i archeologów. Po trzech dniach ciężkich prac wykopaliskowych, na głębokości około trzech metrów pod ziemią, odkryto tunel. Dzięki pomocy radiastetów z Torunia i poszukiwaczy złota ustalono jego przebieg i wejście oznaczone napisem "Kwarantanna". Zaistniała obawa, czy otwierając właz, nie dojdzie do katastrofy. Inż. Znajecki pospiesznie sprawdził w archiwach, czy w przeszłości nie dochodziło do tajemniczych porwań pracowników, czy też studentów wydziału.

Po kilku godzinach sporów, zdecydowano się jednak na sprawdzenie, czym jest ów tajemniczy obiekt. Pierwszy do wnętrza odważył się wejśc prof. Zaworcik, jako znawca języka i kultury rosyjskiej. Zaworcik mężnie lawirował przez skomplikowany labirynt, aż wszedł do fragmentu o stałej wartości zakrzywienia ścian. Tutaj natychmiast został zaskoczony przez skondensowaną wiązkę elektronów, mknących z połową prędkości światła. Nieustraszony fizyk w ostatniej chwili zdołał zrobić unik, jednak ze względu na to że był teoretykiem, nie zauważył zabłąkanego gdzieś przypadkowo neutronu. Niestety, mimo usilnych wołań i wezwań, tym razem Ola - słynna kobieta na pilota, nie przybyła. Czołowe zderzenie z rozpędzoną cząstką wybiło na chwilę naukowca z tropu, lecz szczęśliwie udało mu się ujarzmić niesforną wiązkę i pokierować nią według własnych zasad i oznaczeń.

Zaworcik zdał sobie sprawę, że znajduje się w małym akceleratorze, po czym zaczął zastanawiać się, czyje to dzieło. Czy to dany kiedyś w prezencie dr Azji elektromagnes nakłonił ją do tego?
-I know! Pawiak! - krzyknął Zaworcik
Natchniony profesor opuścił tor znikając we wnęce, która poprowadziła go do ogromnego magazynu, pełnego...
Bach! Nagle, naszego bohatera zemdliło. Stracił przytomność...

[3 godziny później...]
- Press the button, Przem, press the button!
Oczadziały Zaworcik mógł tylko bezwiednie patrzeć przed siebie, na niewielkie fluktuacje, które, kumulując się stworzyły wielkie wygięcie przestrzeni, i krzyczeć do otępiałego Znajeckiego...
- See you in another life, brotha! - powiedział Pawiak i zniknął w czeluści niewielkiego, przerażającego otworu.
- Press the button...!
W ostatniej chwili przed katastrofą połączenia materii z materią egzotyczną, zrezygnowany profesor spostrzegł ostatnią nadzieję. Pierwszy wyłonił się z mroku sweterek, dalej kołnierzyk, a na końcu zbawienna ręka, zmierzająca ku przyciskowi. To Big-da, wielki wojownik z plemienia Aksjomatu.
- I już - powiedział Big-da.